100 Wielkie Kobiety - Martyna Wojciechowska


Zdjęcie wykonał Mateusz Stankiewicz dla magazynu VIVA.

Mogłabym wymienić wiele jej osiągnięć, gdyż było ich do tej pory mnóstwo. A będzie jeszcze więcej. Zdobyła Everest, Koronę Ziemi, napisała wiele książek, urodziła cudną córeczkę, Marysię. Ale nie na tych osiągnięciach chcę się skupić mówiąc o Martynie Wojciechowskiej. Ale na przeszkodach, jakie pokonała idąc na swój szczyt i cechach charakteru, które pomogły jej dotrzeć tu gdzie jest dziś.

Osiągnięcia to zawsze czubek góry lodowej. A jak wiecie, jej bardziej okazała część jest zawsze schowana pod wodą i zwyczajnie jej nie widać. Takie "niewinne" góry pokonały nie jeden niezatapialny statek. Ale nie Martynę. Ale nam, obserwatorom, łatwiej widząc sam czubek, powiedzieć czy pomyśleć, że lekko jej to przyszło. Czyż nie? Kobiety sukcesu, do których Martyna Wojciechowska sama by się nie zaliczyła, są często postrzegane jako uprzywilejowane, o nadludzkich zdolnościach czy może nieskończonych zasobach finansowych, odziedziczonych po rodzicach lub przejętych po mężusiu.

Nikt nie myśli, że te Wonder Women to kobiety, które po prostu dają z siebie więcej niż 100%. To kobiety, które wymagają, ale przede wszystkim od siebie. Które walczą każdego dnia ze stereotypem kobiety, z dyskryminacją, krytyką i obelgami.

Chciałabym wam dzisiaj przybliżyć postać tej niesamowitej kobiety, którą podziwiam szczerze za wiele, ale przede wszystkim za :

1. Skromność.
Jest skromna, nie ma o sobie zbyt wygórowanego zdania. Kiedy się jej słucha, człowiek czuje, że ona jest jedną z tych, którzy nie myślą o tym, co już potrafią i wiedzą, ale raczej o tym, czego jeszcze mogą się nauczyć i czego dowiedzieć. Jest Mistrzem i Uczennicą jednocześnie. Mówi, że każda kobieta jest bohaterką. Bohaterką życia codziennego. O sobie nie mówi bohaterka, celebrytka. Nie czuje się kobietą sukcesu. Wydaje mi się, że nie ocenia się w kategoriach szufladek czy etykietek, które tak śpieszno przypinamy. Ona tego zwyczajnie nie robi. Może sama czuje się po prostu sobą? Wielkie kobiety, to zazwyczaj te, które się za takie nie mają. 2. Kompletność. Czuje się kompletna. Przyznaje, że miała kiedyś kompleksy, ale z czasem przestała analizować każdy fragment swojego ciała. Miała też kompleksy ze względu na bycie niedokształconą. To też już nadrobiła.
My mierzymy się złą miarką. Swoją wartość mierzymy tym co nosimy, z kim się spotykamy, jakie mamy tytuły, stanowiska, jakim jeździmy autem czy jak wyglądamy. Jak to jest, że nasza waga czy stan konta mówią, ile jesteśmy warte jako człowiek? Powinnyśmy uczyć się sztuki samoakceptacji i szanować siebie. Swoją wartość mierzyć czynami, nie wyglądem. "Musimy czuć się kompletne, nie patrzeć na siebie wycinkami," - mówi Martyna. Za długie stopy, za szeroki nos. Za małe piersi, za wydatny brzuch. Czy to naprawdę mówi jakie jesteśmy? Nie możemy czuć się kompletne dziś, takie jakie jesteśmy? Musimy czuć się idealne?

Nie ważne co mamy w swoim bagażu doświadczeń, które każdy jest nam gotowy wypomnieć. Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest kiedy cały kraj śledzi twoje życie. Owszem miała pięciu narzeczonych. Owszem, jest niezamężna. Wychowuje samotnie córkę mając wsparcie w rodzinie. Ale to co było, nie sprawia, że Martyna nie może sobie spojrzeć w twarz. Mężczyzna nie jest jej potrzeby, by uwierzyła że jest kompletna, piękna taka jaka jest. Kompletność jest w nas. Musimy to tylko zrozumieć i zaakceptować siebie, takie jakie jesteśmy.

2. Empatię, wrażliwość i tolerancję.
Płacze. Wzrusza się. Poznane na krańcach świata kobiety jak Maja, Anelaine czy Kabula nie są jej obojętne. Ona żyje ich życiem, przeżywa ich tragedie i dzieli ich łzy. Staje się częścią ich historii.

Podróże kształcą. Martyna w swoich podróżach poznała tak wielu ludzi o tak wielu poglądach, a w jej oczach zawsze widać najszczerszy szacunek i akceptację. Jest przykładem tego jak powinnyśmy się nawzajem traktować. Niezależnie od poglądów, stylu życia czy kultury w jakiej żyjemy. A tak wielu z nas tego brakuje. Jesteśmy uprzedzeni. Dla niej nie ma ludzi niewidzialnych. Ona widzi. Wszystko i wszystkich. I sprawia, że widzą i inni.
Boimy się inności, Martyna jest jej ciekawa, uczy się jej i szanuje ją.

Dla mnie, która całe życie odstawała, inność była zawsze normalna. Dlatego inność innych nie wzbudzała nigdy negatywnych uczuć. Uważam, że jesteśmy tacy sami. Te same części ciała. Te same uczucia. Brak wzajemnej tolerancji wynika z własnych deficytów i frustracji. Poczucie bezradności zamieniamy w gniew, odrazę i nienawiść. Pierwszy raz o albinizmie i tym, z jakimi problemami żyją ludzie z brakiem pigmentu w ciele, dowiedziałam się po obejrzeniu TedTalk'u znanego fotografa, Ricka Guidotta ( nie jest dostępny po polsku ) jakieś dwa lata temu. Jak można dyskryminować kogoś z takiego powodu!? Ale każdy powód jest dobry. Słuchając o tym, jak dzieciaki uciekały od życia społecznego, o ich kompletnym braku poczucia własnej wartości, nienawiści do siebie i do świata, miałam ciarki na ciele. I to tego złego typu. Ale historia Kabuli, której ludzie odcięli rękę, doprowadziła mnie do łez. Ci chorzy ludzie wierzą, że eliksiry i naszyjniki zrobione z ciała Albinosów przynoszą zdrowie i bogactwo. Wyobraźcie sobie. Ktoś wdziera się do waszego domu, unieruchamia i odcina rękę. A ty nie możesz nic zrobić. Film "Ludzie Duchy" to dla mnie perełka w twórczości Martyny Wojciechowskiej, i pokazuje jej "wholeheartedness" ( to słowo tak ciężko jednym wyrazem oddać po polsku, bo to ciepło, dobro, serdeczność, szczerość i kompletność jednocześnie) i cudowną empatię. Jeżeli chciałabym wejść w szczegóły, wymieniałabym do jutra inne przykłady jej empatii, wrażliwości i tolerancji. Budowa "Przylądka Nadziei", kliniki dla dzieci chorych na raka we Wrocławiu to między innymi jej zasługa. Jej zbiórka i własny wkład finansowy sprawiły, że nędzne miejsce stało się faktycznym przylądkiem nadziei. Oczywiście nie każdy może działać na taką skalę ( nie każdy?), ale każda z nas może pomagać. W każdym większym mieście jest dom dziecka. Schronisko. Potrzebujący. Istnieje wiele fundacji i projektów, które mają na celu pomoc potrzebującym. Gdyby każdy z nas co miesiąc wpłacał choć 10zł, to świat byłby inny. Ale pomoc to też czyny. Możemy robić małe, malutkie akty dobroci, które obudzą w nas człowieczeństwo. Czasem dobre słowo czy kubek kawy mogą odmienić czyjś los.

3. Siłę, ciężką pracę i zaangażowanie.
Wielu mówi o niej silna. Faktycznie jest nieprzeciętnie silna, przede wszystkim psychicznie. Ale z taką siłą człowiek się nie rodzi. Ją trzeba wyćwiczyć, jak mięsień. 15 miesięcy po wypadku na Islandii, w którym straciła przyjaciela. Po długiej i wyczerpującej walce ze sobą i swoimi ograniczeniami, jakie zafundowałało jej między innymi złamanie kręgosłupa. Po wielu wylanych łzach i wątpliwościach co do tego, czy powinna dalej żyć, ona stanęła na szczycie Everestu. I znów częściej skupiamy się na osiągnięciu a nie na drodze jaką pokonała.
Wiele z was życie dotknęło. Ale to normalne, kiedy się żyje. Ale ile z nas załamuje ręce, zamyka się, narzeka, a wszelkie objawy nadziei tłumi gniewem? Kiedy leżysz, nie ważne z jakiego powodu, masz dwa wyjścia. Możesz leżeć i płakać za życiem jakie mogłabyś mieć. A możesz też spróbować wstać. Martin Luther King powiedział, że jeśli nie potrafisz latać, to biegnij, jak nie potrafisz biegać, to idź, jak nie potrafisz chodzić, to czołgaj się, ale cokolwiek robisz, idź naprzód. I kiedy mam ciężkie dni, kiedy mi się nie chcę, myślę o Martynie i innych kobietach jak ona, i wstaję. Widzę przed oczami ją jak słyszy od lekarza, że nie będzie już sprawna jak kiedyś i jej determinację by udowodnić mu, że się myli. Zresztą sama przyznaje, że dziękuje ludziom, którzy mówili jej, że coś jest niemożliwe. Bo to tylko ją jeszcze bardziej motywowało by sięgnąć po to, czego pragnie. A większość z nas ograniczenia bierze za pewniak. Te które wynosimy z domu, które poznajemy w szkole czy w społeczeństwie, w którym dorastamy. Te które nam narzucają inni. My w nie wierzymy. A co by było gdybyśmy uwierzyły w słowa Martyny, że NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE. Nie każda z nas musi się wspiąć na największą górę świata, ale każda z nas ma swoją górę, swój Everest. Pytanie czy zrobimy ten pierwszy krok i będziemy miały czelność go zdobyć?!

Abstrahując od wszystkiego, ja patrząc na tę niesamowitą kobietę, która je przy stołach, bądź na podłogach, całego świata, niejednokrotnie w warunkach bardziej niż spartańskich, patrzy z podziwem i zainteresowaniem na swoje Bohaterki, słucha ich i jest zdeterminowana by pokazać światu ich historię, nazwałabym przede wszystkim autentyczną. Kobietą z krwi i kości. I żałuję, że słowo kobiecość w naszym języku bardziej kojarzy się z seksapilem niż z dobrocią, empatią, wrażliwością ale definitywnie nie słabością. Wtedy mogłabym nazwać ją po prostu kobiecą, wiedząc, że trafiłam w sedno.

4. Wdzięczność.
W jednym z wywiadów powiedziała: "Może ja jeżdżę w góry i na te wyprawy po to, by docenić te najmniejsze rzeczy. Odkręcasz kran i leci woda ze ściany. I ona jest ciepła..." Mamy co jeść, mamy co pić, w co się ubrać, ale o tym nie myślimy. Nie doceniamy każdego dnia, każdej rzeczy. A podróże nauczyły Martynę wdzięczności, przede wszystkim za te najmniejsze rzeczy, które sprawiają, że nasze życie wygląda diametralnie inaczej. Jajko na miękko jest dla niej symbolem luksusu. I przypomina, że ma co jeść. Słuchając jej czujesz, że ma rację. Nie poświęcamy uwagi rzeczom, które nas otaczają. Góry nauczyły ją pokory. I możemy dziś nauczyć się od niej, że czas najwyższy docenić wszystko to co mamy, a przestać zwracać uwagę tylko na to czego nie mamy.
Człowiek wdzięczny to też ten, który daje więcej niż dostaje. I myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że w jej przypadku jest to najszczersza prawda.

5. Odwagę.
Mówią o niej odważna. Ale to nie znaczy, że się nie boi. Widząc Martynę i jej poczynania, przypomina mi się wywiad z Elonem Muskiem, kiedy mówił : „ Ja czuję strach dość wyraźnie, to nie jest tak że go nie czuje. Ale kiedy coś jest wystarczająco ważne, jak się w coś wystarczająco wierzy, to działa się pomimo strachu." Tak jak Martyna działa. Realizuje kolejne projekty, kolejne misje - osobiste i zawodowe - pomimo strachu. Po przeczytaniu jej książki, "Przesunąć horyzont", mam wrażenie, że w strachu i trudnościach pomaga dialog. Z samą sobą. Zwłaszcza, kiedy boisz się przyznać do jakichkolwiek słabości, dialog, ocena sytuacji, rozważanie wszystkich opcji wydaje się świetnym rozwiązaniem. Bo czyż nie powinnyśmy być sobie przyjacielem a nie wrogiem. Odwaga, po angielsku courage, jak mówi Brené Brown, oznaczało kiedyś osobę, która opowiadała swoją historię z sercem. Czyli osobę, która nie wstydzi się uczuć, tego co przeżyła i potrafi o tym mówić otwarcie, wiedząc, że to fragment niej samej, którym nie ma oporów się dzielić. Jak cudownie pasuje to do Martyny Wojciechowskiej. Tak wiele wywiadów słyszałam i czytałam, kiedy mówiła o wypadku na Islandii. Jej przyjaciel stracił życie. Ona złamała kręgosłup. Miesiącami leżała unieruchomiona. Załamana. Z wyrzutami sumienia. Nim się podniosła, cierpiała bardzo. I nie boi się o tym mówić. A ja podziwiam, że potrafi po raz setny cierpliwie odpowiadać na te same pytania, kolejny raz dzielić się swoim sercem. Bo przecież ona to faktycznie przeżyła. Czuła te uczucia całą sobą. Faktycznie straciła przyjaciela i prawie straciła własne życie. Ale dzieli się nim. Tak jak bohaterki "Kobiety na krańcu świata", które wyszukuje i pokazuje nam. Prawdziwa badaczka ludzkich historii. I badaczka historii własnej i własnych horyzontów. Wychowanie córki Marysi, mówi że jest największym wyzwaniem, i świetnie ją rozumiem. Choć powiedziałabym, że jej jest chyba ciut trudniej. Na pewno tysiące osób krytykuje jej podejście do macierzyństwa, bo przecież matki miejsce jest w domu. Ale czy aby na pewno? Moje przygody jako matki mogą ewentualnie wyśmiać sąsiedzi, a jej?

6. Szczerość.
Nie boi się walić prosto z mostu. Nie owija w bawełnę, nie upiększa. Otwarcie mówi o tym, że kobiety nie mają równouprawnienia. Opowiada jak sama doświadczyła obłapywania, kiedy była ku temu sposobność. Nie jest feministką. Nie w takim znaczeniu, jakie się teraz temu słowu nadaje. Ale też nie słyszałam, żeby odmówiła odpowiedzi na zadawane jej w wywiadach pytania. Nawet te bolesne, niewygodne. O narzeczonych, o miłość, o bycie singielką, o macierzyństwo. O tragiczne przeżycia. Jest niewiarygodnie szczera. A tę szczerość widać w jej oczach. Widać jak patrzy na kobiety, z którymi rozmawia, które odwiedza na krańcach świata. Nie czuje się od nich lepsza. Nie brzydzi się, nie boi, nie wywyższa.

7. Pasję
Jak wielu z nas wybiera łatwiejszą ścieżkę, tę ścieżkę komfortu, gdzie nie musimy robić tego, czego się boimy. Gdzie nie musimy za dużo ryzykować. A Martyna podąża od pasji do pasji wkładając serce we wszystko co robi. Od pasji do dwóch i czterech kółek. Poprzez zdobywanie szczytów, podróżowanie i dziennikarstwo. Nie robi nic na pół gwizdka. Efekty jej pracy mówią same za siebie. A my? Twierdzimy, że robimy wszystko dla innych i nie dostajemy nic w zamian. Nie czujemy się doceniane. A życie z pasją, to życie kiedy robisz, ale dla siebie. Nie samolubnie, ale z miłości. A przy okazji całe twoje otoczenie czuje magię twojego oddziaływania. Nawet proste, codzienne czynności można robić z pasją. I zarażać nią ludzi wokół.

Martyna Wojciechowska jest człowiekiem. Jak ty i ja. Ale dzięki wytrwałości, ogromnie pracy i wiary w to, że niemożliwe nie istnieje, wspięła się na wyżyny swoich możliwości. A może jeszcze nie? Nie lubi przyznawać się do swoich słabości i trudno je dostrzec. Ale ma je, jak każda z nas. Boi się starości i tego, że jej ciało nie nadąży za realizacją jej marzeń. Jest dorosła, ale jej sny i marzenia są jak bajki dla dzieci, te na których się wychowała. Są fantastyczne i niesamowite, a ona ma czelność by je realizować.

Nie jedna z was myśli, że jej jest łatwiej, bo... tych bo pewnie wymyślisz i tysiąc. Ale prawda kryje się w szczegółach. My oglądamy odcinek, wyłączamy telewizor i powracamy do swojego życia. A ona walczy. Za nas, dla nas. Dla kobiet. Ciężko pracuje, ale przede wszystkim nad sobą. I to widać, jej determinacja i zaangażowanie są niesamowite. A to co robi dla kobiet na całym świecie i dla innych ludzi, którzy wkroczyli na jej drogę to magia. Ona zwykłe, doświadczone przez los kobiety czyni wyjątkowymi. I choć sama nie wierzę, że akurat w tym miejscu słyszę Annę Steel z Fifty Shades of Grey, to ona właśnie robi dokładnie to - "... raising ordinary to extraordinary.( zwykłe czyni niezwykłym)." I dla mnie właśnie z tego powodu jest Mistrzynią.

Powtarza, że lubi mieć wszystko zaplanowane a wspina się na wysokie góry i odwiedza niebezpieczne miejsca. Tu wszystko może się zdarzyć. Wychodzi ze swojej strefy komfortu i działa. Pomimo strachu.

Czapki z głów. Chylę czoła.

Dziękuje, że jesteś. Po prostu.

Linki: książka Martyny Wojciechowskiej Przesunąć horyzont
Wywiad Łukasza Jakóbiaka na You Tube

Komentarze