85 UCZENNICA - Lekcja 7




-Za tydzień kończy się twój staż. Zastanawiałaś się nad tym co chcesz teraz robić?- pyta Szafrańska w wyjątkowo upalne popołudnie jak na październik. 

Wiedziałam, że to już koniec. Byłam przerażona i nie wiedziałam jak mam się pozbierać.

-Co chce robić? Nie wiem - mówię odruchowo, ale widzę jej minę i się reflektuje - znaczy się wiem, wiem co muszę robić. Muszę dalej pracować. Chciałabym tutaj, ale nie wiem czy się nadaje, no i nie zaoferowała mi Pani jeszcze w sumie żadnej posady.

Szefowa wyciąga coś z aktówki i daje mi do ręki. To ogłoszenie o prace a w nim wszystkie wymagania jakie musi spełniać potencjalny pracownik. Doświadczenie, staż pracy, wykształcenie i odpowiednie umiejętności. Wiedziałam, że nie spełniam większości z nich.

- Nie mam kwalifikacji.
- A co masz?
- Co mam? Chęci? - pytam starając się znaleźć odpowiedź w jej oczach.
- Co jeszcze? - nie ustępuje.
- Zapał do pracy? Po za tym jestem wytrwała, komunikatywna i szybko się uczę - recytuje jak z kartki, jednak po chwili przemyślenia poprawiam się - ale ja w sumie nie jestem komunikatywna i nie uczę się szybko.
- Ale możesz. Przecież wszystkiego możesz się nauczyć.
- Wiem, ciągle mi to pani powtarza. I wiem, że pani w to wierzy. Ale... -zastanawiam się, czy mam dość odwagi - mogę o coś zapytać?
- Jasne -odpowiada zaciekawiona.
- Jak pani się tego nauczyła? Tej pewności siebie, tej odwagi i wiary we wszystko co Pani robi i mówi...
- Wiesz, to tak nie jest, że ja nie mam chwil zwątpienia. Ale w pewnym momencie swojego życia zrozumiałam, że żeby cokolwiek zmienić, muszę zacząć od siebie. Świata nie zmienię, ale może jeśli zmienię siebie, stanę się lepsza, wytrwalsza, to świat zmieni się razem ze mną.
- Tak po prostu przyszedł taki dzień?
- Nie, to nigdy nie jest jeden dzień. Raczej całe życie. Cały czas trzeba nad sobą pracować i najbardziej wymagać od siebie. A ludzie wymagają od świata cudów a od siebie dają mało, albo nic.
- Ciężko jest zobaczyć słońce kiedy żyje się wśród wysokich murów... - mówię myśląc nad tym, o czym ostatnio myślałam. Tak wielu ludzi żyje swoja rutyną, że nie widzi poza nią świata. Jakby byli otoczeni murem.
- Wiem. Ciężko uwierzyć, że będzie się zdrowym, kiedy jesteś chory. Ciężko uwierzyć, że będziesz kiedyś żyć w dostatku, jeśli teraz ci brakuje na chleb i rachunki. Ciężko uwierzyć, że
cię ktoś pokocha, jeśli samemu nie widzi się w sobie nic do kochania. Ciężko uwierzyć, że będzie lepiej, jak jest do dupy.
- No to jak? Jak to zrobić. Bo przecież niektórym się udaje.
- Nie kochanie, im się nie udaje. Kiedy mówisz, że się udaje, to jakbyś mówiła, że to im się samo przytrafia. A sukces to efekt ciężkiej pracy, dawania z siebie więcej niż mogłabyś przypuszczać.
- Ale kiedy budzisz się rano i ci się nie chce, kiedy brak ci motywacji, co wtedy?
- Motywacja jest w nas. I musisz sobie uświadomić Leti jedną, ważną rzecz. Nie mamy w życiu tego co chcemy, ani co powinnyśmy mieć. Mamy to co musimy mieć, co jest naszą obsesją i czemu poświęcamy nasze myśli. Musisz naprawdę czegoś pragną, i całym sercem wierzyć, że na to zasługujesz i że osiągniesz wymarzony cel. Wiara, zaczyna się od myśli, od tego co sobie powtarzamy. Ja tak nauczyłam się przestać podjadać ciasteczka.
- Co? Ciasteczka? -pomimo powagi naszej rozmowy, wybucham śmiechem.
- No tak. Nie śmiej się. Kiedyś dużo sobie pozwalałam. Za dużo. Przechodziłam koło cukierni albo piekarni, i nie mogłam się powstrzymać. Sam widok mnie nakręcał. Wiedziałam, że nie powinnam, wiedziałam, że tracę nad tym kontrole. Jednak nie mogłam przestać. Zależało mi tak bardzo, że mając swój cel przed oczyma rano i wieczorem, cały czas myślałam o tym jak  będzie wyglądało moje życie jak przestanę to robić. Mijając obiekty moich pokus, powtarzałam sobie - nie lubię tego! Po jakimś czasie uwierzyłam sobie. I dziś nie przepadam za ciasteczkami.
- Od samego powtarzania sobie?
- Tak. Wiem, że może ten przykład jest trywialny, ale generalnie tak to działa. Jeśli powtarzasz sobie całe życie, że jesteś głupia, to nagle nie zmądrzejesz. Jeśli sobie powtarzasz, że jesteś gruba, to nie schudniesz. Jeśli cały czas myślisz o tym, jaka brzydka jesteś to taką się będziesz widzieć. Takie głupoty sobie powtarzamy każdego dnia! A kiedy powtarzasz sobie coś całymi latami, ciężko jest to zmienić i uwierzyć w coś innego. Ciężko, ale to nadal jest możliwe. Nie ma beznadziejnych przypadków.
- Ja wiem, że moje życie nie musi tak wyglądać jak teraz, ale cieżko mi się przełamać, ciężko zastosować to, czego się nauczyłam przez ostatnie sześć miesięcy.
- Wiem. I chyba wiem dlaczego.
- Wiesz? - pytam zaintrygowana.
- Tak. Bo nie jesteś bezwstydna.
- Bezwstydna? Penie, że nie jestem.
- Nie w tym sensie, o którym myślisz, chociaż może trochę. Bo widzisz, nie wierzę, że nie wiesz czego chcesz. Każdy z nas czegoś chce, o czymś marzy, czegoś pragnie. Ale wstydzimy się przyznać przed samym sobą, a gdzie przed innymi. Wstydzimy się naszych pragnień. Nie mamy czelności powiedzieć ich na głos, bo a nóż znajdzie się ktoś, kto nam powie - Ty!? A kim ty niby jesteś? A tego boimy się strasznie. Prawda jest taka, że kiedy czegoś pragniesz, musisz mieć czelność tego chcieć. Musisz być bezwstydna!
- Chyba wiem, o co ci chodzi.
- Kiedy przyjechałam do Warszawy prawie dziesięć lat temu, byłam przerażona. Pierwszy raz w życiu byłam zdana sama na siebie. Bez wsparcia bliskich. Po za moją małą córeczką, byłam całkowicie sama. Pomimo wszystko, wierzyłam w siebie. Pierwszy raz w życiu. I wyobraź sobie, że pierwszy rok był całkowitą porażką. Po dwunastu miesiącach nie miałam ani kasy, ani perspektyw. Byłam sama w wielkim mieście. Ale nie poddałam się, nie wróciłam ze skulonym ogonem.
- I co się wtedy stało? Co było dalej - pytam niecierpliwie, gdyż bardzo chciałam się tego dowiedzieć odkąd ją poznałam.
- We wszystko co robiłam, wkładałam podwójny wysiłek. Nie panikowałam, nie użalałam się nad sobą. Czytałam całymi nocami, działałam w dzień. Dostałam jakąś tymczasową pracę, ale cały czas moja głowa pracowała na pełnych obrotach. Kiedy założyłam firmę, byłam pewna swojej misji. Zachowywałam się tak samo jak teraz - jakbym miała dobrą pozycję na rynku i mnóstwo klientów. Byłam cierpliwa. Jak widzisz opłaciło się. Odciskam swój ślad. Pomagam spełniać marzenia, a nie każdy może się czymś takim szczycić.
- Jesteś wyjątkowa... to znaczy jest Pani wyjątkowa - poprawiam się szybko.
- Daj już spokój. Będziesz teraz częścią tego zespołu. Mów mi Gosia.
- Dziękuje. Naprawdę bardzo ci dziękuje za to co dla mnie robisz.
- Nie dziękuj mi teraz tylko za parę lat, zrób to samo dla jakiejś dziewczyny. Jak już znajdziesz swoja ścieżkę, pomóż komuś znaleźć jego.
- Do tego czasu naprawdę długa droga przede mną.
- Wiem. Włóż we wszystko co robisz podwójny wysiłek a zobaczysz, że rezultaty cię zadziwią.
- Co masz na myśli mówiąc we wszystko co robie?
- Dokładnie to. Przyłóż się bardziej do wszystkiego. Od siedzenia na krześle, po sposób jedzenia, chodzenia do twoich relacji z ludźmi. I zacznij się wreszcie kurcze uśmiechać. Kiedy się uśmiechasz, tak szeroko, nawet nie koniecznie szczerze, twoje ciało dostaje taką porcję dragów, że czujesz, że możesz latać. Więc lataj jak najwięcej.
- Postaram się.
- Do jutra, teraz już zmykaj do siebie bo mam zaraz spotkanie a nie lubię się spóźniać.
- Dobrze... dziękuje... naprawdę - mówię odwracając się już w drzwiach.

Ona nic nie mówi tylko uśmiecha się szeroko patrząc mi prosto w oczy.

Myślałam nad jej słowami. Na każdy mój problem miała rozwiązanie. Ale siedziałam tu już sześć miesięcy i nic z tym nie robiłam. Słuchałam ją, wiedziałam co mówi ale nie docierało to do mnie. Wiedziałam, że nie jestem wyjątkowa w tej kwestii. Tak wiele ludzi wokół mnie słucha, ale nie słyszy. Już od paru tygodni zastanawiałam się nad tym, co mam zrobić, żeby wreszcie usłyszeć.

Przypomniało mi się jak w parę lat temu, w święta przyszła do nas sąsiadka, cała we łzach. Mama kazała mi pójść do swojego pokoju więc nie wiedziałam co się stało. Tylko później przez parę tygodni powtarzała: "Baby są głuche jak pień i uparte jak osioł." Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się o co wtedy chodziło. Może to było paręnaście miesięcy później, jak przyjechała po niego policja. Mąż pani Grochowiak ją bił, dość regularnie zresztą. Mama jej ciągle mówiła, żeby go zostawiła raz na zawsze. Ale ona mu wybaczała. Opamiętała się dopiero jak w afekcie skrzywdził ich córeczkę. Tyle lat powtarzała, że to dobry ojciec, że nigdy ich nie skrzywdzi. A jednak. Maryśka miała złamaną rękę i chyba z milion siniaków. Trzy tygodnie była w szpitalu.

Nie rozumiałam wtedy mojej mamy, jak mówiła, że baby nie słuchają. Ale teraz to do mnie doszło. Słuchamy, ale nie słyszymy. Nasz strach blokuje nam głowy i serca przed słowami, które mogą coś zmienić. Brak nam odwagi, bo całe życie nam powtarzają, że jesteśmy ta słabsza płeć. 

Czy ja się bałam? Ogromnie. Cały czas miałam przed oczami tą ofertę pracy z wszystkimi wymaganiami. Bałam się, że sobie nie poradzę. Wręcz byłam pewna, że tak będzie. Zadałam sobie sprawę z tego, jak wielką idiotką jestem. Dostała tą pracę jakimś zupełnym przypadkiem. I ludzie na pewno będą gadać, krytykować, może i naśmiewać się. Zwłaszcza jeśli polegnę. Ale ten jeden raz postanowiłam nie przejmować się tym. Zepchnąć całe to pesymistyczne myślenie gdzieś na tyły mojej świadomości. I ten jeden raz posłucham. Dam z siebie więcej, na każdym kroku. I zrobię to dla siebie, bo dziś czuje, że jestem tego warta by o siebie zawalczyć.


Komentarze