215 Kocham to co robię - Marta Kołodzińska
Maya Angelu mówiła, że najlepsze co możemy zrobić z trudnościami życia, to przekuć je w coś dobrego. Po długiej walce, dzisiejsza bohaterka, dała radę to właśnie zrobić. Wytrwałością, wiarą w to, co robi, osiągnęła coś, o czym wiele z nas marzy, ale brak nam odwagi i tej determinacji by po to sięgnąć - żyje ze swojej pasji. Jej długa i wyboista droga nie stała się powodem by poddać się ale paliwem do działania. Zapraszam was na wywiad z artystką, Mistrzynią własnego losu, Martą Kołodzińską.
Na social media znajdziecie ją pod kundalini-art
mandala Kolory Duszy
Dlaczego tak ważna jest w życiu pasja? Kto cię zainspirował?
Moja twórczość jest konsekwencją wieloletnich duchowych poszukiwań. Nie opowiem ciepłej historii swojego życia, bo od dzieciństwa dźwigam bagaż koszmarnych doświadczeń. Można powiedzieć, że przeszłam przez niezłe piekło, ale po latach, w nagrodę za pokonanie „smoka” udało mi się przetransformować niewiarę w siebie i słomiany zapał, w niezwykłą siłę i konsekwencję.
Któregoś dnia, kiedy już zakończył się jeden z epizodów duchowej walki, biorąc do ręki pędzel z zamiarem namalowania jakiegoś pejzażu dotarło do mnie, że przyroda jest tak piękna, że nie jestem w stanie powtórzyć jej prawdziwej urody. Ja chciałam malować coś, czego nie ma, czego nie można powtórzyć, co będzie piękne, żywe i energetyczne.
W jakimś szale twórczym wylałam na płótno farby i zaczęłam obrabiać powstałe plamy. Wiadomo, te barwne „paćki” w ogóle mnie nie zachwyciły. To był raczej wyraz mojej frustracji - coś chciałam, ale nie wiedziałam co. Jak w życiu.
Pewnej nocy, po dniu pełnym wątpliwości, czy to co robię ma sens, do mojego snu zawitał zmarły ojciec mówiąc do mnie: „musisz malować, nie poddawaj się”. Od tego czasu pracowałam nad swoją techniką spokojniej, traktując każdy obraz jako mały krok zbliżający mnie do celu, czyli do opracowania własnej techniki.
Zawsze słucham swojej intuicji – szczególnie wtedy, kiedy zgłasza się do mnie sama, w postaci takich właśnie wewnętrznych dopingów czy snów z przekazem.
Ognisty ptak
Zanim opracowałam swój sposób malowania zleciały miesiące i dziesiątki płócien. Nie było łatwo. Każdego dnia chciałam rzucać to w kąt, bo nie lubię półśrodków. Albo coś robię dobrze, albo wcale, więc ciągle byłam niezadowolona z efektów. Ale cały ten czas towarzyszył mi wewnętrzny głos: „maluj dalej, nie poddawaj się.” Albo „zaufaj, będzie dobrze, doprowadź to do końca.”
Dziś mogę powiedzieć, że sama dla siebie byłam inspiracją. Wiem, brzmi to trochę narcystycznie ale chodzi o to, że obrazy są owocami moich wewnętrznych podróży. Jestem typem samotnika i dzięki temu chyba mam większy wgląd w siebie samą. Dowiedziałam się przez to, że każdy ma skarby w swoim wewnętrznym świecie, a mnie się po prostu udało do dotrzeć do jakichś kolorowych pokładów. Przywożę z podróży w głąb siebie barwne fraktale miłości, które przekładam na płótno. Jak widać, swoją samotność wykorzystałam bardzo konstruktywnie…
Kwitnienie
Z jakimi zmagasz się problemami? Jakie miewasz wątpliwości? Chwile zwątpienia w siebie? Jak sobie z nimi radzisz?
Cały czas mam chwile zwątpienia. Zawsze się zastanawiam czy robię to, co powinnam. Jestem krytyczna w stosunku do siebie, dlatego ciągle mam pełno wątpliwości. W codziennym życiu staram się być najlepszą wersją siebie, ale też staram się, żeby mój każdy obraz był tym najdoskonalszym. To jest męczące, ale za to nie spoczywam na laurach.
Przestaję wątpić w siebie, kiedy moi Klienci piszą, że obrazy przeszły ich najśmielsze oczekiwania, że moja sztuka ma duszę, i że te kolorowe płótna żyją. To mnie dopinguje. Dlatego zawsze będę im wdzięczna, bo to również dzięki nim nie porzuciłam malowania.
Czytasz? Co?
Czytam kilka książek na raz, ale zawsze są to książki o rozwoju. Przeszłam bardzo ciężką drogę, dlatego moje zainteresowania rozwojem są naturalnym procesem i nie wyobrażam sobie niezgłębiania wiedzy o sobie. Jestem wdzięczna światu, że zrównoważył moje traumatyczne doświadczenia cudownymi, mistycznymi stanami. To jest coś, czego nikt mi nie zabierze. Coś, co na zawsze zmieniło mnie i moje spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. I za to jestem najbardziej wdzięczna życiu. Zaliczyłam mocny skok świadomości. Patrzę sercem, sercem tworzę i sercem czuję.
mandala Rozkwitu
Moje motto życiowe?
„Sukces to drabina, po której nie można się wspiąć z założonymi rękoma.”
To motto dodałam do swojego życia po tym jak odniosłam sukces w konkursie malarstwa intuicyjnego, zdobywając nagrodę od Stanisława Gerarda Trefonia - właściciela największej kolekcji sztuki intuicyjnej. Przez to, że udało mi się zamienić słomiany zapał na konsekwencję i wytrwałość w dążeniu do celu, moje obrazy znalazły się w kolekcji Barwy Śląska, z czego jestem niezmiernie dumna. Po tym wydarzeniu dotarło do mnie, że malowanie jest pierwszą rzeczą, przy której się nie poddałam i szłam w zaparte za głosem intuicji, która już nie szeptała, a krzyczała do mnie każdego dnia.
Jak wygląda twoja poranna rutyna? Co robisz chwilę przed snem?
Kiedy jestem w trakcie realizacji jakiegoś obrazu, właściwie tylko piję płyny. Śmieję się, że szkoda mi czasu na trawienie, kiedy wpadam w twórczy szał. Włącza mi się trans a wyłącza łaknienie i uznaję to za całkiem normalny stan, bo tak właściwie powstał każdy mój obraz. I dopiero wieczorem, po kilkunastogodzinnej pracy nad jakimś etapem w obrazie, zasypiam spełniona. Zmęczyć się twórczym szałem - to chyba jeden z fajniejszych momentów.
Na co brak ci czasu? Jak odpoczywasz? Co lubisz w ludziach najbardziej? Czego nie znosisz?
Zawsze staram się wygospodarować czas na wszystko, co dla mnie ważne. Po zakończeniu pracy nad obrazem, zwykle odpoczywam, bo moja technika malowania trochę mnie fizycznie zużywa. Wtedy właśnie biorę książkę albo spotykam się z przyjaciółmi – są dla mnie cennym prezentem od wszechświata. Zawsze będę dbała o te relacje, bo uczę się od nich siły, konsekwencji i dojrzałości. Dostaję od nich zrozumienie i akceptację - a to bardzo ważne, bo trudno mi się odnaleźć w świecie, kiedy ma się szersze spojrzenie na rzeczywistość niż większość ludzi.
Moje duchowe poszukiwania prowadzą przez głęboką refleksję i mistyczne doświadczenia, więc ludzie odbierają mnie trochę jako dziwaka, który ma swój świat.
Brakuje mi u innych empatii, chęci zrozumienia drugiego człowieka i prób spojrzenia poza czubek swojego nosa. Większość skupia się na sobie nie tak jak powinna. Nie szukają wiedzy o sobie, ale za to szukają informacji o wszystkich innych. Nawet zaczynają żyć życiem innych, jakby nie mieli swojego. I tego nie lubię.
Jakie mam plany i cele?
Uczyniłam z pasji sposób na życie, z tego się utrzymuję i chciałabym, aby tak było zawsze. Chciałabym nadal dzielić się swoją energetyczną sztuką, nie tylko w Polsce. Dziś mam odwagę powiedzieć, że przede mną jest cały świat. Postaram się wykorzystać swój talent najlepiej jak potrafię. Bo cóż może być piękniejszego niż realizowanie siebie poprzez talent, dawanie radości ludziom i sobie jednocześnie?
Na koniec przytoczę cytat C.G. Junga:
„Jeśli jesteś człowiekiem utalentowanym nie oznacza to wcale, że coś otrzymałeś. Oznacza to raczej, że możesz coś z tym zrobić.” Trzymam się tego i działam.
Komentarze
Prześlij komentarz