169 Mistrzyni - 7 kolorów duszy - Pomarańczowy
MISTRZYNI SERIA SPECJALNA
SIEDEM KOLORÓW DUSZY
ODCINEK 2 POMARAŃCZOWY
Każdego dnia starałam się wstać
coraz wcześniej by wraz ze wschodem słońca obudzić się do życia. Próbowałam
powtarzać pozy z zajęć z Leną. Jednak zbyt nieuważnie do nich podeszłam, i nie
do końca pamiętałam co i jak. Ostatnie dni dużo pisałam. Na razie były to luźne
zapiski. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie sytuacje, w których z czegoś rezygnowałam
ze strachu. Najczęściej strachu przed porażką, przed tym, że ktoś odkryje jak
kiepska i przeciętna jestem, ze strachu, że ktoś zobaczy moje słabe strony i
czułe punkty. Czułam się nie dość dobra i wiele razy poddawałam się bez walki,
wcale nie próbując, nie podejmując wyzwania. Zastanawiałam się czy zrezygnowałam
z Damiana właśnie ze strachu, że nie jestem dość dobra, by być z nim w związku
jak równa z równym. I obawiałam się, że może być w tym trochę prawdy.
Strach znałam od dzieciństwa.
Bałam się będąc młodą dziewczyną, że nikt mnie nigdy nie pokocha, że jestem na
to zbyt niedoskonała. Bałam się tak wielu rzeczy, sytuacji i ludzi i faktycznie
strach przed nimi, był często gorszy niż rzeczywistość.
Kiedy nadszedł piątek byłam
niespokojna. Z jednej strony byłam podekscytowana, a z drugiej obawiałam się co
jeszcze może się we mnie otworzyć. Czy dam sobie radę z wypływem tych
wszystkich emocji? Całe życie zamiatałam pod dywan tak wiele. Czy mam dość siły
i odwagi by tym razem tego nie zrobić?
Przebrana w czarne leginsy
i czarny top, usiadłam na macie. Byłyśmy w komplecie. Lena siedziała przed nami
z zamkniętymi oczami, więc czekałyśmy. Byłam zdeterminowana by dziś się oddać temu
co będziemy robić. Chciałam być częścią tej małej społeczności i chciałam poczuć
to wszystko w sobie. Potrzebowałam tego uczucia ulgi jakie dało mi ostatnie
przyjście tutaj.
Przy akompaniamencie spokojnej
muzyki o orientalnym brzmieniu, zaczęłyśmy spokojnie dzisiejszą praktykę. Lena
chciała, żebyśmy praktykowały z jakąś intencją. Ja chciałam poznać siebie, więc
to stało się moją intencją. Wykonywałam wszystkie ruchy i asany spokojnie i ze starannością, i choć lekko nieporadnie,
i bez równowagi, to czułam ten przepływ energii, zwłaszcza kiedy zrobiłyśmy
powitanie słońca. Lena chciała byśmy od tego zaczynały nasz każdy dzień do następnego
spotkania. Była cierpliwym nauczycielem. Spokojnym. Pełnym zrozumienia.
Powtarzała, że nie ma tu złych ruchów i poz, mamy słuchać swojego ciała i robić
to co nam podpowiada.
To było cudowne uczucie.
Kiedy przy samym końcu po raz któryś schylałam się powoli przesuwając dłońmi po
swoich nogach, poczułam coś dziwnego. To było moje ciało. Może niedoskonałe,
ale jednak moje. Ciało było cudem stworzenia, niezależnie od naszych przekonań,
to tak było. I nagle poczułam się wdzięczna, że je mam i co dziwniejsze, poczułam
się bliższa sama sobie. Było mi dobrze, jak w ciepłym płaszczu na zimnie albo
pod miękkim kocem przy kominku.
Kiedy skończyliśmy,
jeszcze w trakcie relaksacji, Lena zaczęła mówić. Cicho i melodyjnie opowiadała
o uczuciach i wstydzie.
- Od urodzenia nam się powtarza
co wypada a co nie, co powinnyśmy a co nie. Mężczyźni nie słyszą i nigdy nie słyszeli
tylu ograniczeń. Tak całkiem niedawno, nie wolno nam było głosować, uczuć się czy
pracować. Musiałyśmy walką i buntem wydzierać prawa dla siebie. Dziś je
mamy, a dalej żyjemy jak w klatkach. Bo
teraz nie nakazami czy ustawami trzyma nas się w ryzach, ale bezmyślną indoktrynacją przez telewizje, kolorowe magazyny czy Internet.
A my tak często nie zdajemy sobie z tego sprawy. To, że mężczyźni mają swoje
pragnienia i potrzeby, jest normalne. Wszyscy są tego świadomi, podpiera się to
prawami natury, przekonuje o słuszności i prawidłowości takiego stanu rzeczy. A
my...? Czy wolno nam pragnąć? Czy raczej czujemy wstyd, za każdym razem kiedy
nasze odczucia nie pokrywają się ze schematem, w jakim dorastałyśmy? Jak często
towarzyszy wam wstyd? Wam, jako matkom, córkom, żonom, kochankom, przyjaciółkom...
wam jako kobietom? Zastanówcie się nad tym. Wsłuchajcie się w siebie. Weźcie głęboki
oddech, i podążajcie za nim aż do wnętrza, tam gdzie znajdziecie odpowiedź.
Po paru chwilach, pod
powiekami zaczęły przewijać mi się obrazy z mojego życia. Wstyd? Towarzyszył mi
od zawsze.
Lena poleciła nam otworzyć
oczy i usiąść wygodnie.
- Katjo. Możemy dziś zacząć od
ciebie?
- Tak - odpowiedziała
zaskoczona.
- Znasz wstyd?
- Wstyd jest moim
przyjacielem od zawsze.
- Czy coś się zmieniło od
ostatniego tygodnia?
- I tak i nie. Potrzebuje więcej
czasu na uporządkowanie siebie.
- Dlaczego? - zapytała Lena
spokojnie.
- Bo najpierw dwa dni płakałam,
i znajdowałam kolejne rzeczy, których bałam się odkąd pamiętam. Potem, przez
kolejne dni myślałam, że jesteś głupia i nie wiesz co mówisz. Jak może
medytacja, joga, jakieś głupie, łzawe gadanie pomóc mi w czymkolwiek!?Powiedziałaś
mi, że tak będzie. Ale to nic nie zmieniło. Dopiero wczoraj rano obudziłam się z
taką cieniutką nitką nadziei. Nie chce nic mówić na razie. Ale jedno co chciałabym
powiedzieć, to że jestem wdzięczna. Pierwszy raz od miesięcy czuje w sobie choć
troszeczkę radości.
- Musicie zrozumieć -
powiedziała wstając i zwracając się do nas wszystkich - że ani całodzienne
medytacje, czy praktykowanie jogi, śpiewanie mantr czy nawet prowadzenie dzienników, czy
jakakolwiek inna metoda, nie rozwiąże żadnego z waszych problemów. Wy musicie to
zrobić. Ale zestresowane, niewyspane, zmęczone życiem, zahukane, zastraszone
czy chore, nie jesteście w stanie zobaczyć odpowiedzi na żadne pytanie, które życie
wam stawia. Nawet jeśli będą przed waszymi oczami. To co tu robimy, ma was
otworzyć, zbliżyć do siebie samych. Musicie potrafić zajrzeć w głąb siebie i
szukać tam odpowiedzi. Do tego potrzebujemy spokoju, skupienia, wiary. By
zobaczyć coś z innej perspektywy, musimy wstać, poruszyć się, zmienić naszą pozycję.
A stojąc w miejscu, nie ruszając się, nie jesteśmy w stanie. To trochę tak jak
z gwiazdami. W wielkim mieście pełnym świateł, nie dostrzeżesz ich. Musisz
wyjechać po za miasto, lub wspiąć się na najwyższy szczyt, by zobaczyć ich
blask. To samo jest w naszym życiu. Brak nam innych perspektyw, bo ciągle
patrzymy na wszystko tak samo, z tego samego miejsca, miejsca pełnego strachu,
zwątpienia i wstydu. A propo wstydu. Która z was jeszcze zna wstyd?
Ręce podniosły dwie
dziewczyny. Lena wskazała na tą, która siedziała bliżej niej. Lekko pulchna
kobieta, mniej więcej w moim wieku, może trochę młodsza. Miała jasne włosy ściągnięte
w równy koczek.
- Na imię masz Natasza,
dobrze pamiętam?
- Tak. Jestem tu od miesiąca.
I to był dla mnie niezwykły miesiąc. Mimo, że nie odezwałam się jak dotąd ani słowem,
wydaje mi się jakbym nic innego nie robiła ostatnio tylko rozmawiała. Targają mną
olbrzymie emocje i ciągle prowadzę ze sobą wewnętrzny dialog.
- Dlaczego podniosłaś rękę?
- Bo czasem wydaje mi się, że
wstyd mi, że żyje.
- Opowiesz nam o tym? Domyślam
się, że to nie łatwe. Możesz położyć się, i mówić z zamkniętymi oczyma. Może
wszystkie to zróbcie. Połóżcie się, i słuchajcie tylko głosu Nataszy.
- Ok. Miesiąc temu bym się na
to nie odważyła, ale mam dość życia, w którym tkwię. Czuje się jak pies na
smyczy. Dlaczego wstyd mi, że żyję? Bo w każdej chwili mojego dnia, jest mi głupio
i czuje się nie na miejscu. Wszystko czego pragnę, duszę w sobie. I za to też mi
wstyd. Jestem mamą na cały etat i dodatkowo projektuje zaproszenia na różne
wydarzenia. Śluby, komunie, urodziny czy rocznice. Mam dwie cudowne przyjaciółki,
które kazały mi zacząć praktykować jogę, gdyż one odkąd mają praktyki w pracy,
czują się znacznie lepiej. Myślałam, że będziemy tu tylko robić zwykłe
treningi, jakiś pilates czy coś. Ale to wszystko jest inne.
- Powiedz nam dokładnie,
czego się wstydzisz?
- Wstydzę się swojego ciała,
i tego, że choć wyglądam jak wyglądam, dalej chciałabym by mój mąż mnie kochał,
pieścił, dotykał. Chciałabym się kochać z nim, choć częściej o tym myślę, niż naprawdę
cokolwiek inicjuje. Bo nagość mnie przeraża. Pomimo tego, że jesteśmy razem
tyle lat, nie potrafię się przed nim otworzyć. Czuje się też oderwana od moich
dzieci. Tyle lat im poświęciłam, a one poszły swoimi drogami i czuję się im
totalnie niepotrzebna. Mam cudowne przyjaciółki, i choć znamy się od
przedszkola, to wydaje mi się, że nasze drogi się rozchodzą. Nie rozumieją tego,
przez co przechodzę.
- A przez co przechodzisz
Nataszo?
- Nie wiem jak to nazwać.
Ale za wszystko przepraszam. Każdego dnia wydaje mi się, jakbym była jednym
wielkim zawodem dla wszystkich, jedną wielką porażką. Czasem czuję się, jakby wszyscy patrzeli na mnie z góry i kiwali głowami z dezaprobatą. Wiem, że w każdej
sytuacji ukrywam siebie, swoje myśli i prawdziwe uczucia, nakładam maski, ale
nie potrafię po prostu być. Nie czuje się dość dobra, taka jaka jestem, by po
prostu być, czuć, i mówić to, co naprawdę myślę. Boję się, że ktoś mnie wyśmieje,
poniży, a nie przeżyłabym tego chyba.
- Wstydzisz się być sama sobą.
Jak myślisz, dlaczego?
- Nie wiem. Chciałabym to
wiedzieć. Najgorsze jest to, że jedynym sposobem, który znam, i który jest
skuteczny by wyzbyć się choć na chwilę tych okropnych, przygniatających uczuć,
jest zagłuszyć je jedzeniem, winem, papierosami. To trochę pomaga. Ale na krótko.
Potem czuję się jeszcze gorzej. Wstydzę się swoich słabości, tego picia po kątach
i podjadania kiedy nikt nie widzi.
- A ty Martino, ty też podniosłaś
rękę- przerywa jej Lena.
- Tak, ja też czuje wstyd dość
intensywnie. Ciągle robię coś, z czego nie jestem dumna. Wydaję mi się, że
wszyscy patrzą na mnie z obrzydzeniem. Mój ostatni partner zostawił mnie bo
stwierdził, że jestem jak królowa lodu. A ja chciałam jego bliskości, ale nigdy
nie miałam chęci na seks. Chciałam by mnie przytulił, pocałował, a nie uznał, że
go zachęcam do czegoś więcej. Czuje się jak jakiś odmieniec. Tak naprawdę już nie
mam na nic ochoty. Wstaję rano z niechęcią. Kiedyś malowałam dużo, teraz nie
widzę nic co byłoby godne malowania. Dużo pije. Bardzo dużo. Czasem wydaje mi
się, że straciłam nad tym kontrole.
Na sali zapanowała cisza.
Słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy. Bo chyba każda z nas coś z tego
co opowiadały dziewczyny, mogła odnieść do siebie. Pamiętam, jeszcze kiedy byłam
mężatką, często leżeliśmy w łóżku wieczorami. Ja z książką, on z gazetą albo pilotem w ręce. Ale po jakimś czasie
zaprzestałam tego, szłam do łóżka dopiero jak chciałam spać. Bo Karol nigdy nie
rozumiał, że mogę woleć książkę od seksu. Byłam wtedy zła na niego. Ale jeszcze
bardziej było mi wstyd. Czułam, że coś jest ze mną nie tak. Kiedy poznałam
Daniela i naglę wezbrała we mnie chęć na sex, było mi wstyd jeszcze bardziej.
Przyjemność zawsze kojarzyła mi się z czymś zakazanym, niedobrym, z czymś problematycznym.
-Kobietom od wieków
wmawiano, że mamy dawać przyjemność, a nie być jej odbiorcą. Miałyśmy być opiekunkami domowego ogniska. Kobieta, która
czerpała przyjemność z życia, z relacji, z pracy, z seksu, często była i
niestety często dalej jest uważana za wyuzdaną, rozwiązłą, głupią, gorszą,
niepoprawną. Uwierzyłyśmy, wyssałyśmy z mlekiem matki, że przyjemność to męska
domena. Tym samym czujemy się nie dość dobre by jej doznawać. Zawsze znajdzie
się powód, jesteśmy mistrzyniami w wmyślaniu sobie sfer, w których nie jesteśmy dość dobre. Często nieświadomie, dążymy do doskonałości. Wieczne stawianie
sobie warunków powoduje, że nigdy nie czujemy się wystarczająco godne - mówiła
cicho Lena spokojnie chodząc po pomieszczeniu. Jej głos się raz zbliżał, raz
oddalał. Ale był wyraźny. Zdawało mi się, że słyszę go w środku siebie
-obwiniamy siebie za wszystkie porażki i potknięcia. Karcimy się. Znieważamy. Źle
traktujemy same siebie, czując się niegodnymi. Prawda jest taka, że jako
kobiety, mamy w sobie ogrom niewykorzystanej energii, którą zwracamy przeciwko
sobie. Właśnie poprzez poczucie bycia nie dość dobrą, nie wystarczająco jakąś.
Usiądźcie i otwórzcie oczy.
Kiedy siedziałyśmy już wyprostowane, mrużąc lekko oczy od światła zachodzącego słońca, Lena dała każdej z nas kubek
z ciepłym płynem. Gdzieś w oddali usłyszałam płynącą wodę. Jakby płynący
strumyk. I śpiew ptaków. Wypiłam łyk naparu. Pachniał cynamonem, pomarańczami i czymś jeszcze, czego nie mogłam rozpoznać. Był pyszny.
- Każda z was ma prawo pragnąć
czegoś. Nie ma w tym nic złego. Jesteśmy ludźmi, tak samo jak mężczyźni. Każdy
człowiek na ziemi ma prawo do swoich pragnień, oczywiście dopóty dopóki nie
godzą w drugiego człowieka. Każdy ma prawo do swoich pragnień, ale nikt nie ma
prawa oceniać ani twoich, ani czyichkolwiek innych. Musimy wyzbyć się tego
wstydu, który w nas zamieszkał, tego poczucia winy. Bo tak naprawdę każdy człowiek
się liczy, każdy jest dość dobry i nie nam cokolwiek oceniać. Przyjemność jest
jednym z darów życia, i powinnyśmy z niego korzystać. Dzięki doznawaniu przyjemności, możemy się zregenerować, psychicznie i fizycznie. Możemy poznać lepiej
siebie, swoje ciało i jego potrzeby. Powinnyśmy przestać wstydzić się swojego
ciała. To magiczne ciało, które każdy z nas posiada, powinno być przez nas
kochane. Więc dbajcie o siebie. Praktykujcie codziennie powitanie słońca, i nie
bójcie się przy tym eksperymentować. Dotykajcie swoich ciał z wdzięcznością,
nie obrzydzeniem. Każda z was niech też zażyje choć raz świadomej kąpieli w
morzu. Najlepiej o wschodzie słońca. Poczujcie tę energie, która ma płynąca
woda i poczujcie ją w sobie.
Wstyd, z tego jak wyglądamy, jakie jesteśmy, jakie nie jesteśmy... znacie to , prawda? W obecnych czasach staramy godzić się tak wiele rzeczy, tak wiele obowiązków i ról na raz... chcemy być świetne w tym co robimy, doceniane. Ale gubimy się, i depresja zaczyna być coraz większym problemem. Czas wyzbyć się tego wstydu, pokochać siebie taka jaką jesteś i korzystać z życia. Znaleźć czas dla siebie, na swoje przyjemności. I czas znaleźć odwagę w sobie by powiedzieć głośno czego pragniemy. W życiu. W domu. W związku. W łóżku. Nie wstydźcie się, to wbrew kobiecej naturze. Bądźmy dumne z bycia tym im jesteśmy!
Komentarze
Prześlij komentarz